Świat według PRL-u

Podziel się:
Meblościanki ze szklanymi gablotami, kolorowe wykładziny i tapety w kwiaty – wystrój z czasów PRL-u jest wiecznie żywy w domach Polaków. O komforcie mieszkania w takiej aranżacji nie ma w ogóle mowy, a najemca, nie mając sobie nic do zarzucenia, woła o horrendalny czynsz.

Zanim wynajmiesz – wyremontuj, sprawa fundamentalna jak dziesięć przykazań. Jeśli myśl ta byłaby zawarta w Dekalogu, a piekło rzeczywiście istniało, diabeł nie miałby miejsca, by ugościć wszystkich grzeszników. I jak zwykle, gdy chodzi o coś niedobrego, Polska jest liderem.

Fot. FlickrFot. Flickr
Nasza mentalność każe kombinować, ciąć koszty, oszczędzać na czym się da. Nasza wielka zaleta, w tym wypadku jest solą w oku. Widać to wyraźnie przy okazji przeglądania ofert mieszkań do wynajęcia. Patrząc na wnętrza ma się wrażenie powrotu do przeszłości. Gdzieś w okolice czasów „Dziennika Telewizyjnego”, syrenek i kolejek po „zwyczajną”.

Brak nam kultury wynajmu jaka funkcjonuje np. w Niemczech i jest związana z pewnymi „rytuałami”, których przestrzegają zarówno wynajmujący jak i najemcy. Chodzi o to, by każdy czuł się jak u siebie. Mieszkania najczęściej wynajmuje się w stanie surowym, czyli z białymi ścianami i pustymi pomieszczeniami. Co w nich zrobisz, twoja sprawa. Grunt, by po twojej wyprowadzce znów wróciły do pierwotnego stanu. Puste domy nie są regułą, jednak nie ma problemu, by zaopatrzyć mieszkanie w sprzęt gospodarstwa domowego. Wynika to z kolejnej tradycji, mianowicie „wystawek” (Spermüll), czyli domowego sprzętu przed dom. Chcesz, weź, ewentualnie kup za grosze. Nie ma co jednak bezkrytycznie patrzeć na Niemcy, czy Holandię i tam bowiem zdarzają się mieszkania, które straszą. Zamiast łóżek materace, ciepła woda – pod warunkiem, że sobie podgrzejesz – nie tylko Polacy wykazują się na tym polu „niezręcznością”. Niemniej, przy braku dobrych nawyków, te złe rażą wybitnie mocno.

Bydgoszcz, ulica Chodkiewicza. Wzdłuż chodnika ciągnie się rząd czteropiętrowych budynków. Oprócz nerwowego faceta palącego papierosa, nikogo nie widać. Podchodzę. Po krótkiej wymianie uprzejmości agent rusza dziarskim krokiem w stronę jednego z bloków. Pod klatką stoi kobieta. Też agent. Czeka na swojego klienta, będą oglądać to samo mieszkanie. Zostawiamy ją w oczekiwaniu, wchodzimy do środka. Czwarte piętro. Nie ma windy. To dobre dla zdrowia! – agent nieruchomości idzie dziarsko przodem, próbując ukryć zadyszkę. Dzwonek, otwierają się drzwi. Zanim przywita nas właściciel, od wejścia rzuca się na nas zapach niewietrzonego od lat mieszkania. Niemal zwala z nóg niczym stęskniony dog niemiecki. Wchodzimy, potykam się o szafkę na buty. W korytarzu robi się gęsto, właściciel rzuca w eter imię i nazwisko, po czym szybko przechodzi do prezentacji. Pierwszy pokój to tzw. „tramwaj”, w kształcie prostokąta, z lewej łóżko, z prawej meblościanka, pomiędzy przerwa na dotarcie do okna i biurka. Przytulny – nakleja etykietę właściciel. Przy wejściu do kolejnego pokoju potyka się o wykładzinę. Tu ozdobą pokoju jest potężna meblościanka ze szklanymi gablotami. W środku pełen asortyment w postaci serwetek i porcelanowych aniołków. Robi wrażenie. Odciąga uwagę od odklejających się tapet z wyblakłym, ale jeszcze rozpoznawalnym wzorem w kwiaty. Są zielone. Pasują do zielonego łóżka, ale gryzą się z pomarańczowym fotelem. Kuchnię trzeba oglądać gęsiego. W środku mieści się jedna osoba na raz. Dzwoni telefon. Agentka pyta czy mogą już wchodzić, oglądać. Pewnie, bo ja właśnie wychodzę. Dziękuje za prezentację, schodzimy na dół z agentem. Mówię, że będę myślała, on, że będzie czekał. Uścisk dłoni. Rozchodzimy się, by więcej się nie zobaczyć. Pod klatką nikogo nie ma.
REKLAMA:

Brzmi znajomo? Oferty tego typu straszą miesiącami, z czasem najemca łaskawie schodzi z ceny. Ogłoszenie wisi na portalu, za to trzeba zapłacić, agenci też muszą z czegoś żyć. No, ale przecież można się dogadać. Samemu przerobić mieszkanie a’la PRL na wymarzony, będący na celowniku wszystkich architektów styl skandynawski. Jasne, ale wynajmujący odda tylko za materiał, z zastrzeżeniem, że wykonanie we własnym zakresie. Szlag by trafił modę na DIY!

Podejście drugie. Bydgoszcz ulica Grunwaldzka. Obrotne, młode małżeństwo sprowadziło się z Poznania do Bydgoszczy. Dziewczyna wrzuca ofertę na OLX. Do wynajęcia trzy umeblowane pokoje od zaraz. Rodzaj mieszkania: kamienica. Telefony nie przestają dzwonić. Dlaczego? Bo pokoje są przestronne, umeblowane, a mieszkanie po remoncie. Nie ma tapet w kwiatki, dywanów i meblościanek zajmujących więcej przestrzeni niż ma do dyspozycji lokator.

Aby doprowadzić do porządku mieszkanie, nie trzeba od razu wydawać fortuny. Zerwanie tapety i położenie gładzi, to nie koniec świata. A później biała farba na ściany, względnie fototapeta jeśli stać kogoś na taką ekstrawagancję. Tak samo meble, zamiast zaprzyjaźniać nowych lokatorów z meblościanką – dumą babci, lepiej wybrać się do komisu. Nie trzeba od razu szturmować IKEI.

Powoli i opornie właściciele mieszkań poczynają pewne kroki, by wynajmującym żyło się lepiej. Proces przypomina poszukiwania leku na raka, niemniej budzi nadzieje na przyszłość. Rośnie świadomość,że fajnie jest fajnie mieszkać. Że lokatorzy zostają na dłużej, bo czują, że mogą godnie i przyjemnie żyć. I z czasem ma się w domu „swoich”, zamiast domu przechodniego, o który nikt nie dba, bo jest niczyj, bo to przecież tylko na chwilę.
REKLAMA:
REKLAMA:
Źródło: oBud.pl
#czytelnia #prawo #nieruchomości #obud

Więcej tematów: