Dom to coś więcej niż ściany i dach

Podziel się:
O tym co jest brzydkie, a co ładne, a także o uczeniu samodzielności, oszczędności, integrowaniu rodziny, ekologii, Feng Shui oraz o tym dlaczego warto budować na wsi z architektem Franciszkiem Wojciechem Sergielem rozmawia Marek Żelech

Dom to coś więcej niż ściany i dach

Wspólnie z synem Sebastianem stworzył Pan pracownię projektową. Firma zajmuje się zarówno projektowaniem, jak i realizowaniem inwestycji.

Taki właśnie sposób działania jest obecnie normą. Bardzo często inwestor czuje się bezpieczniej, gdy te same osoby które projektowały dom, zajmują się również nadzorowaniem jego powstawania. A wracając do tematu firmy... Nasze studio projektowe ma dwie siedziby. W Łodzi urzęduje mój syn, natomiast ja zajmuję się rynkiem warszawskim. Spotykamy się jednak często i jest to czas pracy, ale również dyskusji na różne tematy związane między innymi z architekturą. Jedno z pytań, które zadajemy sobie najczęściej, brzmi: co to jest piękno i jaką rolę w jego postrzeganiu odgrywają subiektywne odczucia? Pozornie rzecz wydaje się bardzo prosta, ale... wystarczy przez chwilę podumać i okaże się, że to, czy coś jest ładne, czy też brzydkie, wcale nie jest takie oczywiste. W dodatku kanon piękna zmienia się w ciągu wieków. Można odwołać się do kwestii popularniejszej niż architektura. Wzór piękna ludzkiego ciała był inny w starożytności, inny w okresie Rubensa i inny jest również obecnie. A przecież, tak naprawdę, istnienie wszelkich kanonów wiązało się zawsze z istnieniem pewnej grupy oceniającej i to ona tworzyła to, co nazywamy modą w danej dziedzinie. A zatem czysty subiektywizm. Nie ma mowy o jakichś obiektywnych kryteriach. Jeśli chodzi o architekturę, to w niej również pojawiają się mody. W dodatku o tym, co jest piękne zaczyna ostatnimi czasy decydować zasobność portfela. Bogaci ludzie, często nieświadomie, narzucają modę. Nieco mniej zasobni zaczynają ich naśladować, aby przynajmniej zewnętrznie równać do elity finansowej. A stąd jest już tylko krok do zatracenia rzeczy bardzo istotnej w architekturze. Dom powinien być bowiem odbiciem ludzkiego wnętrza, a nie stanu konta w banku.

Piękne hasło, ale co ono oznacza w praktyce?

Człowiek powinien dobrze czuć się w miejscu, w którym mieszka. To jest najważniejsze. Wygląd budynku to sprawa wtórna. W każdym razie główną zaletą domu nie może być to, że efektownie wygląda! Przede wszystkim powinien być dopełnieniem człowieka. Niestety praktyka jest taka, że góruje pieniądz. Wielu architektów często zapomina o ludziach oraz o ich rzeczywistych potrzebach. Wspólnie z synem postanowiliśmy przeciwstawić się temu trendowi. Projektujemy domy dla ludzi, domy będące dopełnieniem ich duchowego wnętrza. Aby lepiej to uzmysłowić czytelnikom, odwołam się do klasycznego cyklu filmów science fiction „Gwiezdne wojny”. Można traktować ten obraz jak zwykłą bajkę, ale warto uświadomić sobie, że autorzy ukazują tam niezwykły świat. Świat, w którym istoty zaborcze i chcąe dominować nad innymi budują obiekty strzeliste, „ostre”... niemalże zamki obronne! Natomiast wszystkie te rasy, które kierują się radością, miłością, empatią... Te istoty raczej nie przywiązują wagi do tego, aby ich budowle cechował przepych. Najczęściej budynki, które tworzą są elementem przestrzeni. Zupełnie tak, jakby owe istoty pragnęły utożsamić się z otoczeniem, stać się jego częścią. Ta filozofia jest mi bardzo bliska. Ktoś powie, że przesadzam... A co zrobił Antonio Gaudi? Jego niezwykła katedra Sagrada Familia budowana w Barcelonie to przecież nic innego jak ogromny las! Skracając wywód... w architekturze, oprócz modnych, nowobogackich trendów, od wieków występuje też inna ciągotka - tęsknota do natury. Niestety na rynku dominują zmieniające się mody, o których można dużo powiedzieć, ale nie to, że „pamiętają” o ludzkich potrzebach. Czasami wręcz świadomie o nich zapominają.

Dom to coś więcej niż ściany i dach

Dlaczego?

Zapewne dlatego, że architekci tworząc swoje projekty myślą często o stworzeniu kolejnego pomnika własnego geniuszu. A jeśli klient ma wątpliwości co do ostatecznego kształtu ich projektu, to przekonują go mówiąc: wiemy lepiej, skończyliśmy studia, znamy się! Czasami takie słowa padają wprost, czasami są zawoalowane, ale zawsze jest to rodzaj presji wywieranej na inwestorze, aby przyjął sposób myślenia architekta oraz jego wizję. Wspólnie z synem doszliśmy do wniosku, że taki model tworzenia projektów jest nam obcy! Chcemy tworzyć architekturę dla ludzi, w której będą czuli się dobrze i w której będą szczęśliwi.

Rozumiem, że dom, o którym będziemy rozmawiać, to właśnie takie miejsce?

Oczywiście. Jakiś czas temu pojawiła się w naszej firmie para młodych ludzi, przed trzydziestką. Mieli wówczas już jedno maleństwo, drugie miało przyjść na świat w niedługim czasie. Tym młodym, ale bardzo świadomym inwestorom bardzo zależało na tym, aby nowy dom pomógł im kształtować osobowość dzieci oraz pozwolił na ich harmonijny rozwój.

Dom to coś więcej niż ściany i dach

Czy takie oczekiwania nie szły jednak zbyt daleko?

Myślę, że nie. Oczywiście za rozwój dzieci odpowiadają ich rodzice, ale odpowiednio zaprojektowany dom może bardzo ułatwić ten proces. Nasi klienci uważali, że od samego początku należy uczyć swoje pociechy odpowiedzialności, porządku oraz przewidywania konsekwencji. Oczywiście wszystko w sposób odpowiedni do wieku. To byli kochający, ale jednocześnie bardzo świadomi rodzice. Założenie było jednak takie, że dzieci od samego początku będą miały swój kawałek przestrzeni, za którą będą odpowiedzialne. Oczywiście na początku przy dużej pomocy rodziców, ale później... Później miała pojawić się w ich życiu coraz większa samodzielność oraz przyjaźnie rozumiana autonomia.

Brzmi to dosyć tajemniczo.

Chodziło o to, aby stworzyć rodzaj niezależnej przestrzeni w obrębie domu. Należało to zrobić w taki sposób, aby kontakt pomiędzy rodzicami oraz dziećmi był zachowany i możliwie jak najpełniejszy. Jednocześnie miał jednak istnieć ściśle określony obszar w domu, za który dzieci będą odpowiedzialne. Szczególnie wówczas, gdy staną się nastolatkami. Wiadomo, że obowiązki kilkulatka polegać będą na ułożeniu klocków w pudełku i prostym sprzątnięciu zabawek. Natomiast uczeń gimnazjum to już młody człowiek, który chce być samodzielny i należy mu ową samodzielność umożliwić. Nie może być to jednak wyłącznie prawo do nieskrępowanej, niczym nieograniczanej zabawy! Odrobina codziennych obowiązków jeszcze nikomu nie zaszkodziła. Zaczęliśmy porządkować potrzeby owych inwestorów. Na samym początku nasza praca polegała głownie na słuchaniu i zapamiętywaniu ważnych rzeczy, które nam mówili. W końcu zaproponowaliśmy pewne rozwiązanie dzielące przestrzeń w domu, a jednocześnie wspólnie z klientami doszliśmy do wniosku, że dla ich rodziny najlepszy będzie dom, który nie będzie miał kantów.

Dom to coś więcej niż ściany i dach

Bez kantów? A zatem jaki? Okrągły?

Dokładnie tak! Dom okrągły to dom tani! Dom okrągły, to również dom szybki w wykonaniu. Inwestor nie chciał wznosić budynku przez kilka lat. Myślał o tym, aby ukończyć wszelkie prace w ciągu kilku miesięcy. Bogaty w doświadczenia znajomych sam uznawał jednak taki krótki termin za mało realny. I wówczas poprosiłem pana domu, aby puścił wodze fantazji i zapomniał na chwilę, że coś jest niemożliwe. Zaczęliśmy rozważać najróżniejsze układy funkcjonalne. W końcu wykrystalizowała się koncepcja dwóch domów, jednego dla rodziców, drugiego dla dzieci. Oczywiście jeżeli mówię o dwóch domach, to jest to jednak rodzaj pewnego przybliżenia oraz próba w miarę plastycznego opisania przestrzeni architektonicznej. W rzeczywistości oba domy miałyby być bardzo ściśle połączone. Chodziło o wyważenie dwóch rzeczy – niezbędnego kontaktu pomiędzy rodzicami i dziećmi oraz pewnej, rosnącej z wiekiem niezależności dla pociech. A swoboda, wolność wiąże się zawsze z odpowiedzialnością. To był jeden z rodzicielskich przekazów, w którego utrwaleniu dom miał pomóc. Myślę, że projekt, który powstał spełnia pierwotne założenia. Pozwala na emocjonalny kontakt, rodzicielską kontrolę, ale również na niezależność. Brzmi to trochę, jak próba łączenia ognia z wodą, ale myślę, że się nam udało.

W tym domu pojawia się sporo elementów drewnianych...

Tak. Nawet więcej niż widać to na pierwszy rzut oka. Zacznijmy jednak od wystroju zewnętrznego. Drewno pojawia się na zewnątrz budynku w bardzo konkretnym celu. Chodziło o wtopienie bryły budynku w wiejskie otoczenie. Pojawiły się również drewniane arkady wokół budynku. Ta przestrzeń może pełnić rozmaite funkcje. Z pewnością nadaje się jako miejsce letniego wypoczynku. Natomiast zimą jest to doskonała przestrzeń, aby przechować drewno opałowe do kominka. Podczas rozmów związanych z tworzeniem projektu pojawiła się jeszcze jedna bardzo ważna informacja. Dowiedzieliśmy się, że inwestor chciałby wznieść dom metodą gospodarczą, to znaczy własnymi siłami. Konstrukcja musiała być zatem bardzo prosta. Wymyśliliśmy z synem, iż trzeba w związku z tym wprowadzić jakiś element drewnianej prefabrykacji. Współpracujemy z doskonałym konstruktorem. Potrafi wyczuć nasze intencje i bez konsultacji z nim oraz współpracy, byłoby nam bardzo trudno. Do obliczeń które były niezbędne wykonał bowiem własny program komputerowy. Mimo to musieliśmy mocno pogłówkować, ale pomysł, który się „urodził” był naprawdę niezły. Powiem o nim za chwilę. Najpierw chciałbym jednak podkreślić, że pojawił się on właśnie dlatego, iż dobrze wsłuchujemy się w to, o czym mówią nam nasi klienci. Chcemy zrozumieć ich potrzeby oraz zadania, jakie przed nami stawiają.

Dom to coś więcej niż ściany i dach

W pewnym momencie musi pojawić się jednak pytanie, ile pieniędzy może przeznaczyć inwestor na planowaną inwestycję.

Tak jest! A odpowiedź brzmi najczęściej: „weźmiemy kredyt”. Przekładając to na prostszy język – „nie mamy pieniędzy, ale chcemy żyć godnie, normalnie i realizować swoje marzenia.” Dla każdego architekta powinno być w takim przypadku jasne, że rozwiązania, które zaproponuje powinny być możliwie jak najtańsze. A skoro tak... To właśnie dlatego zaproponowaliśmy dom bez kantów. Moim zdaniem nie ma tańszej w realizacji formy domu niż forma okrągła, kopulasta. Zresztą to nie jest tylko moje zdanie. Podobne stwierdzenia można znaleźć w literaturze fachowej. Tak! Oszczędności należy szukać w formie budynku. Domy wznoszone na rzucie kwadratu są pod względem ekonomicznym o wiele mniej korzystne niż te, które powstają na rzucie koła. Proszę zwrócić uwagę, że chociażby fundamenty w pierwszym przypadku muszą być po prostu większe niż w drugim. Zużywa się więcej materiałów budowlanych. Różnica to około czternaście procent! Prostokąt już w stosunku do kwadratu wypada niekorzystnie, a co dopiero mówić o kole. Kwadrat o polu stu metrów ma wymiary dziesięć na dziesięć metrów. A prostokąt może mieć pięć na dwadzieścia. Zatem obwód pierwszego wynosi czterdzieści metrów, drugiego już pięćdziesiąt! Można zatem oszczędzić na materiale stosując odpowiednią podstawę domu. Koło wypada w tym przypadku najlepiej. Jeżeli wykonamy dla porównania dom o podstawie kwadratowej i kolistej o takiej samej powierzchni i kubaturze, to okaże się że w kopule jest aż o dwadzieścia siedem procent więcej powierzchni użytkowej! Czysta matematyka! Dlatego też z naciskiem podkreślam: forma kopulasta jest najtańsza. Jest jeszcze jeden ważny aspekt. Wyższość domów kopułowych nad każdym innym rodzajem, polega również na specyfice kształtu. Sfera z jaką mamy do czynienia, sprawia, że wszelkie obciążenia przechodzą wprost na fundamenty. W dodatku... Proszę przypomnieć sobie szkolne eksperymenty polegające na próbach zgniecenia jajka w dłoniach. Skorupka jest przecież bardzo cienka, a mimo to jej zgniecenie jest problematyczne. Przekładając to na praktykę... Ściany domu-kopuły można wykonać z różnych materiałów. Taki budynek wcale nie musi przypominać bunkra, aby był stabilny. W ślad za taką konstatacją idzie ekonomia. Grubość ścian mojego własnego domu, który również jest sferą, wynosi dwanaście centymetrów – pół cegły. A przecież budynek jest niezwykle stabilny. Początkowo sugerowałem młodym inwestorom takie właśnie rozwiązanie. Oni jednak widzieli to nieco inaczej. Dysponowali sporym terenem i chcieli to zrobić możliwie jak najtaniej.

Dom to coś więcej niż ściany i dach

I tu dochodzimy do prefabrykacji, o której zaczął Pan już mówić.

Tak jest! Prefabrykacji oraz co niezwykle ważne, ekologiczności. Zapytałem inwestorów, czy na ich działce występuje glina. To doskonały materiał budowlany, znany od tysięcy lat. Jeżeli dodać do tego słomę, o którą na terenach wiejskich nie jest trudno... Bez najmniejszych kłopotów można wykonać ze wspomnianych materiałów elementy do budowy zdrowego, ekologicznego, energooszczędnego i co ważne w miarę taniego dom. Ponieważ glina na działce występowała, wykonana została najpierw konstrukcja z dźwigarów zbitych z desek i połączonych odpowiednio pomiędzy sobą, a potem wolne przestrzenie wypełniane były mieszaniną gliny oraz słomy. Zamiennie stosować można również paździerz konopną z wapnem. Aby podkreślić wiejski, ekologiczny charakter domu, zaproponowaliśmy pokrycie zewnętrzne wykonane z desek – idea nieco zbliżona do gontu. Jednak w przypadku gontu jeden element wchodzi w drugi, a nasze rozwiązanie przewidywało nałożenie jednej deski na drugą. Do zabezpieczenia drewna przed czynnikami atmosferycznymi wykorzystaliśmy olej palmowy. Ma on tę ważną zaletę, że przy temperaturze plus czterdziestu stopni Celsjusza jest w dalszym ciągu twardy. Nie płynie. Ta właściwość pozwala zabezpieczyć deskę na bardzo, bardzo długi czas. Z jej ewentualną dalszą konserwacją również nie ma problemu. Po wstawieniu okien i wykonania kominka można przystąpić do wykonywania ścian wewnętrznych, na których układa się strop. Właśnie tak, bo kopuła jest samonośna. Tę część budowy można w dodatku wykonywać w sezonie zimowym. Na głowę nie pada, jest cieplutko, a i o wykonawstwo łatwiej.

Ważnym etapem planowania przyszłego domu jest określenie funkcji poszczególnych jego części. Czy w budynku, o którym rozmawiamy pojawiły się jakieś problemy z tym związane?

Większych problemów nie było, gdyż doskonale rozumieliśmy się z inwestorami. Można powiedzieć, że „nadawaliśmy na tych samych falach. Odpowiedź na pytanie zacznę jednak przewrotnie i powiem, że wnętrze domu jest dobrze zaprojektowane wówczas, jeżeli nie powstaje w nim niepotrzebny bałagan, a sprzątanie to najczęściej jedynie odkurzenie różnych powierzchni. Na przykład jadalnia powinna znajdować się blisko kuchni. Cały układ funkcjonalny musi służyć człowiekowi, a przy okazji nie powinien stwarzać sztucznych problemów. Jeżeli tak się dzieje, to w domu nie powstaje bałagan. Zaproponowaliśmy dużą przestrzeń, która w projekcie została nazwana pokojem dziennym. To w tym miejscu miało koncentrować się życie domu. Do niezwykłych cech tego pomieszczenia należy to, że mieści ono w sobie funkcje kuchni, jadalni, pokoju telewizyjnego, gościnnego i bawialni. Tam również znajduje się wejście na pięterko, gdzie może znajdować się biblioteka lub pracownia. Proszę zauważyć, że taki układ, w którym spora przestrzeń skupia w sobie dużo funkcji oraz gdzie owe funkcje chwilami wręcz się przenikają... Taki układ naprawdę sprzyja życiu rodzinnemu i byciu ze sobą nawet wówczas, gdy domownicy mają w danej chwili różne zajęcia. Inwestorzy bardzo szybko zrozumieli i przyjęli jako swoją taką ideę, iż nie ma sensu budować wielu małych pokoi-schowków, w których każdy będzie odizolowany od pozostałych domowników. Izolacja potrzebna jest, tak naprawdę, w porach nocnych, w czasie snu, czasami podczas nauki lub zabawy.
REKLAMA:

Ważną sugestią inwestorów było to, aby uczynić cały dom w znacznym stopniu niezależnym. Przede wszystkim chodziło o ogrzewanie. Jak wybrnęliście Panowie z tego zadania?

Źródłem ciepła w budynku stała się pompa ciepła typu powietrze-powietrze. Ponieważ urządzenie takie zasilane jest energią elektryczną zasugerowaliśmy, że z czasem warto byłoby zastosować zestaw składający się z: fotoogniw, akumulatorów oraz przemienników częstotliwości. Właściciele domu mając własną energię elektryczną byliby naprawdę niezależni, a ciepło mieliby praktycznie za darmo. Oczywiście zestaw, o którym wspomniałem to kwestia przyszłości, bo akumulatory żelowe w odpowiedniej ilości nie należą do inwestycji tanich. Pompa ciepła typu powietrze-powietrze ma jeszcze jedną sporą zaletę, zimą może dostarczać ciepła do ogrzania domu, natomiast latem chłodzić pomieszczenia. Przewidzieliśmy urządzenie nowej generacji, które bez problemów może pracować do minus dwudziestu pięciu stopni Celsjusza. To znaczący postęp, gdyż jeszcze niedawno powietrzne pompy ciepła pracowały bez wspomagania tylko do minus pięciu stopni. Ktoś może powiedzieć, że pogoda jest obecnie nieprzewidywalna i co stanie się jeśli słupek rtęci spadnie jeszcze niżej... Na taką okoliczność przewidzieliśmy kominek. Będzie on awaryjnym źródłem ciepła. Poza tym... Kominek ogrzeje wnętrze domu nie tylko w dosłownym znaczeniu tego słowa. Człowiek lubi spoglądać w ogień i robi to od tysięcy lat. A wspólne spędzanie czasu przy kominku... To przecież bardzo przyjemna forma integrowania rodziny. Kominek, który zaproponowaliśmy nie jest jednak zwykłym kominkiem, jakich sporo można już spotkać w polskich domach. Jest on wyposażony w odpowiednie masy kumulacyjne, które wychwytują ciepło ze spalin. Owe akumulatory ciepła umieszczone są pomiędzy dwiema ścianami. Dlaczego jest to takie ważne? Otóż jeśli nawet elementy kumulujące ciepło nabrałyby bardzo wysokiej temperatury, to nie istnieje niebezpieczeństwo przesuszania powietrza w pomieszczeniach mieszkalnych. Można to często zaobserwować w przypadku pomieszczeń z wysokotemperaturowymi grzejnikami. Niebezpieczeństwo przesuszenia powietrza w domu, o którym rozmawiamy nie występuje, ponieważ wysoka temperatura przekazywana jest ścianom i rozkłada się na dużej powierzchni. Mury grzeją przyjemnym delikatnym ciepłem. Innym oszczędnym i proekologicznym rozwiązaniem, jakie zaproponowaliśmy, było ogrzewanie ciepłej wody użytkowej za pomocą solarów. Nie są to obecnie urządzenia szczególnie kosztowne, ale trzeba się do takiej inwestycji wcześniej przygotować. Należy przewidzieć chociażby miejsce dla zbiornika buforowego, dobrze jest również zastosować układ cyrkulacyjny. Mówię o tak wielu różnych elementach związanych z funkcjonowaniem domu dlatego, aby pokazać, że część z nich można zaplanować, ale nie jest koniecznie aby pojawiły się w budynku od razu. Można działać etapami i niektóre instalacje wprowadzać w późniejszym czasie. Z jednej strony jest to zbawienne dla inwestorskiego portfela, który najczęściej pod koniec budowy zaczyna już świecić pustkami, ale ma również znaczenie integracyjne. Wspólne budowanie, osiąganie kolejnych etapów, wzbogacanie wyposażenia i obserwowanie, jak dom pięknieje oraz staje się coraz bardziej funkcjonalny... To wszystko bardzo cementuje rodzinę. Dla dzieci jest to również świetna nauka na przyszłość. Nie wychowuje się bowiem małych egoistów, przekonanych, że wszystko im się należy. Takie dzieciaki zapamiętają na całe życie, iż powstanie domu, to wysiłek dla całej rodziny. Dom nie spada z nieba, jest owocem ciężkiej pracy oraz większych, bądź mniejszych wyrzeczeń. Dobrze, aby młody człowiek zdawał sobie z tego sprawę.

Dom będzie położony na Mazowszu, na terenie wiejskim. Wieś daje architektom większą swobodę?

Oczywiście! Władze w miastach często bardzo szczegółowo regulują zagadnienia związane z budownictwem. Proces inwestycyjny od samego początku obwarowany jest masą przepisów. Wykonując biurokratyczne zalecenia, jakie narzucają Urzędy, moi koledzy po fachu opracowują warunki realizacji budowy. Muszą przy tym uwzględniać przepisy różnej rangi. Zdarza się, iż określają one niezwykle drobiazgowo, jak powinny wyglądać dachy, jakie powinny być ich spadki, jaka powinna być wysokość budynku... i tak dalej. Nie mam zamiaru twierdzić, że jest to jakiekolwiek utrudnienie. Dla dobrego architekta nawet bardzo szczegółowe wytyczne nie są przeszkodą, aby zaplanować coś oryginalnego. Jednak projektant skrępowany zbyt wielką ilością przepisów, traci inną ważną rzecz, a mianowicie swobodę manewru ekonomią budynku. W praktyce sprowadza się to do tego, że inwestor zmuszany jest przez przepisy do budowania domu znacznie droższego, niż byłoby to możliwe. Trzymając się przykładu kopuły. Chociaż jest ona tania w wykonaniu, to zdarza się, że przepisy wykluczają możliwość jej wzniesienia w mieście. Trzeba zatem zbudować kolejny, droższy „klocek” ze spadzistym dachem. Czasami nawet ów spadek jest uregulowany przepisami. To zależy już od tego, jak wielkie powołanie do regulowania wszystkiego wokół czują miejscowi urzędnicy oraz radni. Wieś daje zdecydowanie większą swobodę. To dlatego ludzie pragnący mieszkać w domach oryginalnych, które nie wyglądają jak spod sztancy, bardzo często wybierają tereny poza miastem. Bywa, że czują się na wsi nieco zagubieni, ale ich dom jest taki, jaki chcieli mieć, a nie taki, na jaki pozwolili urzędnicy. Poza tym... nie ma takiego przepisu, którego inteligentny człowiek nie może obejść. Ostatecznie gotową kopułę można nakryć jakąś lekką konstrukcją dachową. Robiliśmy już takie rzeczy, aby zadowolić biurokrację. Co więcej... w projekcie był dach nakrywający kopułę wsparty na czterech słupach... Inwestor dostał pozwolenie na budowę, a potem, gdy inwestycja dobiegała już końca, napisał prośbę o odstąpienie od pierwotnego projektu, gdyż skończyły mu się środki finansowe na wykonanie dachu. Efekt był taki, że w miejscu, gdzie nie miało być kopuły, kopuła się pojawiała. To jednak patent dla ludzi lubiących toczyć boje z urzędnikami. Dla obywateli o spokojniejszej naturze lepszym rozwiązaniem jest wieś.

Dom to coś więcej niż ściany i dach

A czy polscy inwestorzy naprawdę marzą o oryginalnych domach?

Niestety część naszego społeczeństwa hołduje zasadzie, że oryginalność jest dziwna, a ładne jest to, co mają inni. W głębi duszy ludzie czują, że chcieliby czegoś innego, ale nie mają tyle odwagi, aby się wyłamać z panujących akurat trendów. I dlatego budują jak wszyscy – pod sznurek, tak samo, równiutko... Niemal jak w Chinach. Dwa guziki pod szyją i tylko dwa. Broń Boże krawat! Z budownictwem w Polsce bywa podobnie. A czy istnieje jakiś oryginalny styl zakopiański? Kurpiowski? Dawno już niczego takiego nie ma! Istnieją tylko niedoskonałe naśladowcze kopie. Chore kopie! Domy w różnych regionach buduje się często tak, jak to wymyślił sobie ktoś... często kilkadziesiąt lat temu. I powtarza się ów wzór w nieskończoność. Nikt nawet nie ryzykuje innowacji, bo... albo klient będzie się krzywił, gdyż nie będzie miał tak, jak sąsiad, albo urzędnik zakwestionuje. Ostatnio jest moda na duże przeszklenia. Obserwuje ją z dużym zainteresowaniem. Ładnie to wygląda, ale... Jeśli ktoś zapomni o ekonomii, a nie jest człowiekiem przesadnie bogatym, to ów zachwyt nad nowoczesnością może boleśnie odbić się na jego finansach. W polskim klimacie eksperymenty tego rodzaju mogą okazać się ryzykowne. Duże przeszklenia, to duża strata ciepła. Można stracić majątek na ogrzewanie.

Ale przecież są już okna o niezwykle korzystnych współczynnikach.

Tak! Oczywiście, ale ich cena jest naprawdę wysoka. Za nowoczesne technologie trzeba płacić! Inwestor powinien o tym pamiętać. Jeżeli go stać, wówczas wszystko w porządku, ale jeżeli oszczędza na kosztach inwestycyjnych, to pomysł nie jest zbyt dobry. Inaczej projektuje się we Włoszech, inaczej w Polsce, a inaczej w Szwecji. Przy okazji wzornictwa warto wspomnieć o jeszcze jednej sprawie. Często słyszę powiedzonko: „To jest typowy polski dom”. I wtedy zawsze zadaję sobie pytanie, czy istnieje coś takiego? A jeżeli tak, to jak on właściwie wygląda? Jedni powiedzą: dworek! Hmmm... W obecnych realiach, to cztery ściany na rzucie prostokąta, spadzisty dach i jakiś ganek na dwóch słupkach. Podobno tak wygląda namiastka polskości. Ale przecież to nie tak! Nie na tym to polega! A może polski dom to wiejska chata? Hmmm... W takim razie, gdzie są te chaty na nowoczesnych osiedlach domków jednorodzinnych? Skoro tak marzymy o nawiązaniu do tradycji, to przecież powinny powstawać. A może wcale nie tęsknimy za przeszłością? Może marzymy o domu, który będzie nasz i tylko nasz? Moim zdaniem to dobra tęsknota. Uważam, że każdy człowiek powinien wraz z architektem zaplanować dom dla siebie, dom, który spełni jego potrzeby i marzenia. Dom powinien być odbiciem wnętrza człowieka. Często proszę swoich klientów, aby penetrowali internet, szukali w gazetach... aby znaleźli dużo wzorów domów oraz detali, które wzbudziły ich zainteresowanie. Namawiam, aby przynieśli wszystko, co im się spodoba. Potem „zlepiam” to wszystko w swojej głowie i tak powstaje wstępny projekt. A wie pan, co słyszę najczęściej po ukończeniu pracy? Ludzie mówią: „Tak, to jest to, czego szukałem. Chcę mieć taki dom!” Trudno o większą satysfakcję. Mam wówczas świadomość, że tworzę dla ludzi to, co nazywają później „swoim miejscem na ziemi”, swoim „domem przez duże D”. Takie należy projektować dla ludzi. Właśnie tak! Staramy się to z synem robić.

Ważną rolę w Pańskim projektowaniu odgrywa Feng Shui.

Od lat interesuję się tym zagadnieniem i nieskromnie powiem, że stałem się jego znawcą. Projektuję według zasad Feng Shui. Często nawet nie mówię o tym swoim klientom. Działam jednak konsekwentnie. Dysponuję wiedzą i odpowiednimi narzędziami. Warto bowiem wiedzieć, że to, co lansowane jest w kolorowych czasopismach jako Feng Shui... najczęściej ma niewiele wspólnego ze starożytna wiedzą. Jej istotą nie są bowiem lusterka, kryształy, dzwonki i ścisłe reguły ustawiania mebli. Feng Shui to dostosowanie wnętrza dla konkretnego człowieka. Są oczywiście pewne zasady ogólne, ale to nie one są najważniejsze. Tak, jak nie ma dwóch takich samych osób, tak nie ma dwóch takich samych wnętrz. Często pytam moich klientów o daty urodzenia. Bo to właśnie moment narodzin decyduje o tym, jacy jesteśmy i o tym jakie są nasze potrzeby i oczekiwania. Ludzie lubią pewne kolory, a pewnych nie cierpią. Ale co dziwne... To, co podoba się jednym, drugich odstręcza. To nie jest przypadek i Chińczycy odkryli to już bardzo dawno temu. Ludzie lubią również różne kształty, różne przestrzenie. A co najbardziej zastanawiające, owe upodobania nie są przypadkowe. Sami nie zdajemy sobie sprawy jak bardzo czas narodzin decyduje o naszych upodobaniach. To oczywiście temat na osobną rozmowę, ale proszę mi wierzyć na słowo, Feng Shui jest autentycznym kluczem do zaprojektowania „domu na miarę”, domu w którym dana rodzina zamieszka chętnie i nie będzie chciała opuszczać go na zbyt długi czas.

Dom to coś więcej niż ściany i dach

Czy mógłby pan zaprosić czytelników na wirtualny spacer po domu, o którym rozmawiamy?

Jeśli przychodzą słotne dni, leje deszcz to jeśli wchodzi się do domu, trzeba gdzieś zostawić przemoczone okrycie wierzchnie. Dobrym miejscem jest w takim przypadku obszerny hol. To w nim można zawiesić płaszcz, zdjąć buty. Jednak wszelkie szafki, wieszaki, które znajdują się w takim pomieszczeniu muszą mieć zapewnioną dobrą wentylację. W przeciwnym wypadku zamiast szafki będziemy mieli wylęgarnię pleśni. Hol w domu musi być przestrzenny. Musi zatem stanowić przeciwieństwo holu w bloku, w którym często można usłyszeć tekst: „Ubierz się i wyjdź na klatkę schodową, żebym ja mógł się ubrać”. Hol w domu to miejsce, gdzie wita się gości. Nie można jednak przesadzać z jego wielkością. Ostatecznie jest to pomieszczenie używane tylko przez krótki czas i w określonych okolicznościach. Do domu, o którym rozmawiamy wchodzi się przez podwójne drzwi. Chodzi o to aby stworzyć rodzaj śluzy chroniącej wnętrze domu przed warunkami panującymi na zewnątrz. Odradzam pozostawianie w tej przestrzeni płaszczy, butów... Naprawdę o wiele lepiej nadaje się do tego celu hol. Również w holu gość przybywający do domu, szczególnie po raz pierwszy, powinien mieć możliwość rozejrzenia się i zauważenia czegoś, co być może będzie mu potrzebne... mam na myśli oczywiście o toaletę. Chodzi o to, aby w sposób naturalny uniknąć przymusu zadania pytania w rodzaju: „Przepraszam, a gdzie jest ubikacja?” Po wejściu do domu goście i domownicy powinni niemal natychmiast dostrzec jego najważniejszą część. A co nią jest? Oczywiście centrum. A centrum domu to... ogień! Przecież to nie przypadek, że mówi się o domowym ognisku.

Dom to coś więcej niż ściany i dachFranciszek Wojciech Sergiel – „Od kilku lat jestem już na emeryturze. Wykonuję najpiękniejszy zawód świata! Mogę pokazać ludziom piękno ich wnętrza projektując dla nich ich domy. A zaczęło się to tak… Byłem technikiem wentylacji klimatyzacji i centralnego ogrzewania, ale zdecydowałem, że chcę czegoś więcej. Zdecydowałem się podjąć studia architektoniczne na Wydziale Architektury Politechniki Gdańskiej. Po ukończeniu uczelni w 1970 roku i uzyskaniu tytułu mgr inż. arch., wkroczyłem na ścieżkę zawodową Uprawnienia budowlane do projektowania otrzymałem cztery lata później. Obowiązywał wtedy nakaz pracy. Kilka lat pracowałem w urzędzie w Państwowym Nadzorze Budowlanym w Grudziądzu. Po odbytej półtorarocznej praktyce zdałem egzamin państwowy i mogłem już wówczas pracować jako dyplomowany pracownik urzędów państwowych. Jestem łodzianinem i czuję się silnie z Łodzią związany. Wróciłem do swojego miasta i jako projektant zacząłem pracę najpierw w Kolejowym Biurze Projektów, a po trzech latach przeniosłem się do Miejskiego Biura Projektów. Projektowałem przede wszystkim hale sportowe, szkoły, domy mieszkalne… oczywiście nie licząc modernizacji i przebudów w istniejącej strukturze miasta. Kiedy w naszym kraju zaczęła się prywatyzacja wszystkiego... Otworzyłem własne biuro projektowe. Dopiero wówczas zdałem sobie sprawę, że moje miejsce jest przy projektowaniu domów mieszkalnych, bo w świecie komputerów architektura stawała się sztywna, mechaniczna… Taka, jakaś kostropata i mniej ludzka. Zatraciła swoją skalę człowieczeństwa. Odnosiłem wrażenie, że powstaje dla jakichś innych, jakby nadrzędnych celów, a człowiek jako jednostka zupełnie przestał się liczyć. Czegoś mi w tym wszystkim brakowało. Zacząłem zgłębiać tajniki wiedzy Wastu oraz Feng Shui i wtedy pomaleńku dotarła do mnie informacja, że we współczesnej architekturze brakuje ruchu! A ruch to przecież życie. Architektura nie może być monumentem bo wtedy jest martwa. Dlatego postanowiłem projektować domy które wspomagają życie i już tego nie zmienię.”
Mikołaj Sebastian Sergiel ucząc się w łódzkim Technikum Budowlanym był uczestnikiem Ogólnopolskiej Olimpiady Wiedzy Technicznej. Studiował na Wydziale Architektury Politechniki Krakowskiej. Ukończył studia na kierunku Architektura i Urbanistyka uzyskując tytuł magistra inżyniera architekta. Już jako architekt swoje doświadczenie zawodowe zdobywał w pracowniach krakowskich i łódzkich. Obecnie prowadzi własną pracownie projektową w Łodzi.


Ogień, a zatem kominek?

Dokładnie tak! Ogień przyciąga, jednoczy. Jeśli rozpalimy w kominku, to po jakimś czasie większość ludzi obecnych w pomieszczeniu zgromadzi się właśnie wokół niego. A konsekwencją tego gromadzenia są rozmowy, wymiana myśli, idei... W domu, o którym rozmawiamy, aby dotrzeć do pokoju dziennego (z kominkiem) skręcamy z holu w prawo. Użyta przeze mnie nazwa nie jest właściwie odpowiednia. W języku polskim mówiąc: „pokój dzienny” mamy na myśli konkretne pomieszczenie z konkretnymi funkcjami. Tymczasem to pomieszczenie, które mam na myśli, z racji wielości oraz różnorodności spełnianych ról, najlepiej byłoby chyba nazwać pokojem-świetlicą. Pomieszczenie to łączy wiele różnych funkcji – kuchenną, wypoczynkową, jadalnianą, biblioteczną... Owo pomieszczenie jest bardzo duże. Liczy około pięćdziesięciu metrów. Na marginesie, taką powierzchnię mają często mieszkania w blokach. W dodatku pokój-świetlica jest wysoki. To daje poczucie przestrzeni oraz swobody. Domownicy mogą chwilami zapomnieć, że są ograniczeni ścianami. Przestrzeń na parterze jest połączona z przestrzenią pięterka, na które prowadzą otwarte schody. Na górze można pracować, odpoczywać, ale w dalszym ciągu ma się kontakt z rodziną. Proszę mi wierzyć taki układ bardzo integruje domowników i pogłębia emocjonalne więzy. Natomiast jeżeli pojawi się potrzeba snu lub odizolowania się od pozostałych mieszkańców, to jest to możliwe i nie stanowi problemu. Pomieszczenia takie jak: sypialnia, łazienka, garderoba, pralnia również znajdują się w domu i to tuż obok pokoju dziennego. Proszę zauważyć, że w budynku, o którym mówimy prawie nie ma tak zwanej komunikacji. Korytarze i przejścia stanowią margines. Pomieszczenie-świetlica ma jeszcze jedną ważną cechę. Jest nią integracja z otoczeniem domu. Nie chodzi mi w tym wypadku wyłącznie o łatwość wyjścia do ogrodu. Chodzi mi o to, że projektując dom postaraliśmy się o stworzenie wrażenia, iż owo otoczenie niejako „wchodzi” do środka. Jak to osiągnąć? Przede wszystkim nie tylko drzwi, ale również pozostałe przeszklenia należy „opuścić” do samej podłogi. To powinno wyglądać chwilami w taki sposób, że obserwator nie jest do końca pewien, gdzie właściwie kończy się trawnik – na zewnątrz, czy może jednak przenika do środka budynku. A jeśli jeszcze przy samym oknie ustawimy rośliny o różnej wysokości, to owo wrażenie tylko się pogłębi.

Kierując się w lewo trafimy do wyodrębnionej części domu, którą bez przesady można nazwać królestwem dzieci.

Z jednej strony służy to usamodzielnieniu pociech, o którym już mówiłem, ale taki podział wynika jeszcze z innego rytmu w jakim żyją dzieci. Kiedy pojawia się okres szkolnych obowiązków, to dzieci nie mogą przecież odrabiać lekcji we wspólnym pokoju. Nauka musi być czasem wyciszenia i to jest kolejny powód, dla którego część dziecięca jest nieco na uboczu. Ale jednocześnie pociechy nie są pozostawione same sobie. Kontakt pomiędzy obiema częściami domu jest bowiem bardzo dobry.

Dziękuję za rozmowę.

Zdjęcia pochodzą ze strony www.sergiel.pl
REKLAMA:
REKLAMA:
Źródło: Obud.pl
#czytelnia #architektura #dom #wnetrza #ściany #dach #obud #Projekty i aranżacje

Więcej tematów: